Po co komu Twitter?

„Ptaszki ćwierkają, że…” – nie wiem, czy w innych językach istnieje podobny zwrot, ale chyba nic nie oddaje lepiej klimatu Twittera. Tylko czy warto w ogóle go mieć? 


Mam konto na Facebooku od 2007 roku. W dodatku, gdy je zakładałam, służyło wyłącznie do kontaktów ze znajomymi, którzy Polskę kojarzą z misiami polarnymi, brakiem prądu i spaniem na kartonach.  Dzięki temu do dziś nie mam w nazwisku polskich znaków. Serwis się rozwijał, a ja z każdą kolejną funkcją odkrywałam niedorozwój wielu „znajomych”. Zaproszenia do gier, łańcuszki, Kasia Nowak lubi: „Niech mnie drwal wychędoży, aż szyszki pospadają”.

Płakałam nad zdjęciami zupek i kupek, masowymi zaręczynami w trakcie świąt, statusami: „smutno mi, ale nie chcę o tym gadać”. Zadawałam sobie jedno pytanie. Quo Vadis, Internecie? I wtedy wylądowałam na Twitterze.  

Potrafisz pisać smsy?

To dobrze. Nie zakładaj konta na Twitterze, jeśli nie potrafisz pisać krótko i konkretnie. Żeby przekazać swoje myśli musisz zmieścić się w 140 znakach. Oczywiście, gdy chcesz napisać, że kochasz Biebera i kotki  – wystarczy w zupełności. Gdy próbujesz wyjaśnić połączenia Al-Kaidy ze Stanami Zjednoczonymi, biorąc pod uwagę sytuację w Europie – zaczynają się schody.

Niewiele dłuższe były smsy, gdy trafiły pod strzechy. Do tego były tak drogie, że nikt nie wysyłał kontynuacji w drugiej czy trzeciej wiadomości. 160 i ani pół kropki więcej. A Twitter zabiera jeszcze 20 z nich. Łatwo nie jest, bo paradoksalnie, żeby napisać mniej, trzeba często mieć bardzo bogate słownictwo.

Szukasz poważnego portalu?

To przestań buszować po internecie. Żaden serwis społecznościowy nie jest w stanie obronić się przed małolatami. Zresztą nie oszukujmy się, każdy z nas był bardzo młody i bardzo głupi. Z tą różnicą, że wtedy internet łączył się przez telefon przytwierdzony do ściany, a nie do dłoni.  Kosztował majątek, albo po prostu wcale go nie było.  

Popularne hashtagi pokazują, że fani Biebera, One Directon i paru innych młodzieżowych gwiazd są silną twitterową grupą. Dla przykładu dziś koszulkę lidera zakłada #HappyBirthdayCalumHood. Choć nie wiem, kim jest pan Hood, to sądzę, że nie trafia do ludzi z grupy 20+.

Potrzebujesz znajomych?

To zostań na Facebooku. Zwłaszcza, jeśli szukasz swojej miłości z podstawówki, kolegi z kolonii w Pobierowie albo sąsiada. Na Twitterze nikt nie jest Twoim znajomym – możesz go najwyżej obserwować. Za to obserwować możesz niemal każdego, z kim do tej pory spotykałeś się tylko w snach. Gwiazda pop? Proszę bardzo. Dziennikarze? Na pęczki. Politycy? No… ja bym sobie odpuściła.  Możesz im powiedzieć, że powinniście razem konie kraść albo że wiedzę ma na poziomie pchły. Oczywiście pod warunkiem, że sobie na to pozwoli.

Tylko od Ciebie zależy jak zaśmiecisz swój „timeline”. Potrzebujesz szybkiego dostępu do informacji z całego świata? Dodaj do obserwowanych agencje prasowe, dziennikarzy albo konta telewizji/gazet/rozgłośni radiowych. Szukasz czegoś do poczytania? Poszukaj blogerów i pisarzy. Jeśli chcesz się jarać życiem w luksusie, znajdź celebrytów serwujących smaczki ze swojego szalonego życia. Chciałbyś mieć to wszystko w jednym miejscu? Zaobserwuj mnie.  

Po to na pewno warto mieć Twittera.

Spodobało Ci się? Pokaż ten tekst znajomym:
http://afrytkidotego.blogspot.com/2015/01/po-co-komu-twitter.html