Dzień głodnego internauty

Miał być Dzień Darmowego Jedzenia, czyli jedna z najciekawszych i najbardziej szczodrych akcji portalu pyszne.pl. Wyszedł Dzień Głodnego Internauty, a głodny internauta to… lepiej nie mówić. 

  
Wyrok

Wszystko wyglądało pięknie. W sobotnie popołudnie, od godziny 15-tej na wszystkich głodomorów miało czekać 10 tysięcy promocyjnych kuponów. Wybierasz ulubione jedzenie, wpisujesz kod, cena zamówienia maleje o 25 złotych, resztę dopłacasz i grzecznie czekasz na swoją pizzę/sushi/chińczyka.

Godzina 15-ta nie stała się jednak czasem narodowej eksplozji entuzjazmu z powodu darmowego/tańszego żarcia. Stała się godziną sądu ostatecznego – dla jednego z największych portali w swojej branży. Bo nie ma nic gorszego niż głodny Polak.

Egzekucja

Dobra. Nie ma co ściemniać. Też zaplanowałam, że zamówię ten cholerny obiad i oszczędzę sobie stania w kuchni. Nie znaczy to, że od wczoraj łaziłam po domu i wizualizowałam sobie pizzę, która wyląduje na moim stole. Postanowienie było proste. Spróbuję zamówić, a jeśli się uda, będę mieć obiad za kilka złotych. Jeśli nie, po prostu umrę z głodu w męczarniach i z odleżynami. Kilka minut przed godziną zero wybrałam sobie lokal, pięć ulubionych składników, cienkie ciasto, wklepałam adres. Czekam, by klepnąć zamówienie punkt 15-ta. No i poooszło, ruuuuszyli. Prawdziwe wyścigi rydwanów. Ludzie klikali co do sekundy, a tu co? KUPON NIE ISTNIEJE.

Kilka minut później padły serwery, potem zniknęło okno do wpisywania zniżki, potem nie dało się płacić. Cuda, syf, kiła i rzeżączka. W ruch poszły internetowe pochodnie, lincz i płacz. Ludzie zaczęli wylewać swoje frustracje na fanpage’u portalu. Przed czytaniem musiałam sobie popcorn zrobić, bo takiej afery, to w sieci nie było już dawno. Komentarze różniły się poziomem – od wyważonego „nie działa”, przez zabawne „kliknąłem już chyba 120 razy, co jak mi przyjdzie 120 kebabów?”, po opinie Polaków-cebulaków „Wieśniaki oddawać mój zmarnowany czas i nerwy, będzie pozew zbiorowy!”.

Większość ludzi pisała bez żenady, że zamówili tylko na 25 złotych, co oznacza, że nie stracili ani złotówki. Ale plują się, jak moja pani od matematyki w podstawówce, bo knajpa oszacowała czas dostawy darmowego jedzenia na 70 minut. No straszne. Nie przyjedzie w pięć minut, wyobrażacie sobie taką zniewagę?

Resocjalizacja

Ekipa portalu najpierw milczała, spokojnie zbierając setki kolejnych komentarzy. Później przeprosiła za „drobne niedogodności” i ogłosiła, że kody już działają. No, to spróbowałam jeszcze raz. Kod przeszedł, z mojego konta zniknęło kilka złotych, przyszło potwierdzenie, a moje gorące pudełko podobno już jedzie. Od dwóch godzin. Ale to nie ma znaczenia. Nawet jeśli nie dotrze, to nie jestem aż takim wieśniakiem, żeby się przez kawałek pizzy kompromitować idiotycznymi opiniami.

Problem leży jednak w tym, że nie bardzo da się coś zamówić nawet bez zniżki. Mamy więc Narodowy Dzień Głodnego Internauty. Tego, który naprawdę chciał zjeść i tego, który chciał się nachapać (bo za darmo) i nażreć na zapas, jak promocyjnym karpiem z Lidla.

Pyszne.pl robi co może, żeby naprawić błąd i zatrzeć wrażenie wizerunkowego harakiri. Będzie ciężko, bo z wygłodniałym tłumem trudno walczyć. Z braku laku zjedzą chociaż marketingowca, który prowadzi fanpage, zalewając się łzami, bo stracili 25 złotych. A nie, czekajcie... przecież nigdy ich nie mieli.