Na tropie pączka

Czyli pięć pytań, których w Tłusty Czwartek nie zadaje się w cukierni.  


Tłusty Czwartek - święto lukrem i różanym nadzieniem płynące. Wszyscy częstują się pulchniutkimi wypiekami, chwalą na Facebooku ile to już nie zjedli, a fanki Chodakowskiej stosują zaawansowaną matematykę mnożenia razy 400 (kcal). Ogólnie sielanka, skórka pomarańczowa, smażenie w głębokim tłuszczu, żadnych wojen. Ale jest też czarna strona tego pysznego święta. Ta po drugiej stronie lady…

Jak to młody człowiek łapałam się w życiu różnych rzeczy, żeby w portfelu było na piwko, steka i rachunek za Internet. Może nie kopałam rowów i nigdy nie smażyłam frytek (jak nakazuje tradycja studentów z UJ), ale za sklepową ladą bywałam dość często. W Tłusty Czwartek też. Wierzcie mi więc, że nie ma nic gorszego niż głupie pytania i jeszcze głupsze odpowiedzi. Powstrzymaj się zanim wypowiesz je w cukierni, a nikt Ci nie wyda reszty żółtymi.

1. Są pączki?

Absolutny top of the top. Żółta koszulka lidera, złoty medal, szampan, roznegliżowane hostessy i co tam się jeszcze zwycięzcom należy. Możesz nieśmiało wkroczyć z tym pytaniem popołudniu, ale na litość cukiernika… o 6, 7 i 8 rano rzadko zdarza się, żeby pączków nie było. To jedyna taka okazja by zarobić miliony, zamknąć sklep i wreszcie wyjechać na Hawaje, więc pączki stoją wszędzie. Kasta na kaście, pączek na pączku. A Ty wchodzisz w swoich zaśnieżonych butach, robisz ciapy i zadajesz to pytanie.

2. - Z lukrem czy z pudrem?
    - Tak

Średnio co trzeci klient tak właśnie odpowiada. Jeden mógł nie dosłyszeć, drugi się zamyślić, ale dla trzeciego nie ma usprawiedliwienia. Wielki Dzień Pączka to jeden z najbardziej pracowitych dni w roku, więc postaraj się przyjść z wizją tego, co chcesz z cukierni/sklepu wynieść. I niech to będą pączki. Dużo pączków. Będziesz wtedy ukochanym klientem, który zasłużył na wszystko, co najlepsze - medal dobrego pączkożercy, promienny uśmiech i naprawdę szczere "dziękuję".

3. O raaaany, to dzisiaj jest Tłusty Czwartek?

To typ klienta, którego nazywam „niedźwiadkiem”. Taki, co obudził się właśnie ze snu zimowego, nie widział żadnego billboardu, nie ma radia/telewizji/internetu. Oczu też nie, bo inaczej pewnie zauważyłby ludzi, którzy kłębią się pod cukierniami, raczej nie z okazji zbliżającego się weekendu. Po drodze minął też co najmniej kilka osób z pączkami, ale uznał, że widocznie taka nowa moda. Brody i pączki. Jedno i drugie w lukrze.

4. A te pączki to świeże?

Głupie pytanie. Masz ochotę odpowiedź „Nie, z zeszłego roku”, ale oczywiście każdy człowiek po drugiej stronie lady przytaknie. Nie tylko w Tłusty Czwartek, ale i każdy inny dzien roku. Słyszałeś kiedyś, żeby ktokolwiek przyznał, że coś jest nieświeże, niesmaczne i weź pan tego nie kupuj? Nie. Usłyszysz najwyżej „no przed sekundą przywiezione, jeszcze się tu dym z wydechu dostawczaka unosi”. Musisz uwierzyć na słowo. Jeśli Cię okłamie, to po prostu więcej nie przychodź.

5. Czemu tak drogo?


Pączek powinien być z różą, mieć dużo lukru (lub pudru), charakterystyczną białą obrączkę i być smażony na smalcu. Spakować go należy w ładne pudełko, w którym się nie pogniecie, ani nie przylepi jeden do drugiego. A to wszystko za 40 groszy sztuka. Nie oszukujcie się. Pączek, który kosztuje kilkadziesiąt groszy, to mrożona papka. Nie warta czterech kilometrów biegania, które musielibyście odbębnić, żeby go spalić. Chcesz dobrego pączka? To za niego zapłać. Nie chcesz? To leć do Carrefoura po zmacane przez dziadków pączkopodobne kulki. Będą pyszne.