Nie lubię Sylwestra. Wolno mi!

- Jakie plany na Sylwestra?
- Żadnych. Zostanę w domu.
- Rany... wiesz zaprosilibyśmy Cię, ale sami wychodzimy.
- Ale ja chcę zostać w domu...
- Jasne. Rozumiem.



Właśnie zyskałeś opinię frajera mijającego roku. Przegrałeś życie, bo w Twojej lodówce nie chłodzi się Dorato, a jedyne przekąski, jakie przygotowałeś, to pół czekoladowego Mikołaja - jeszcze ze świąt. Jeśli jesteś kobietą, to prawdopodobnie nie posypałaś paznokci brokatem, ani nie rozchodziłaś nowych czerwonych szpilek. Czujesz, że coś Cię omija? Bez sensu. 

Sylwester to taki szczególny czas - to znaczy tak twierdzą jego miłośnicy. Nowy rok, nowy początek, nowe życie. Teraz już tylko triceps-biceps, Nikorette i jedno zero więcej w wypłacie. Zaczniesz biegać, zrobisz rentgen, zalepisz dziury w zębach i budżecie. Będziesz chudszy, piękniejszy, bogatszy, mądrzejszy. Albo skończysz bez ręki, jeśli kupiłeś fajerwerki na bazarze. 

Jeśli nie czas wielkich przemian, to może chociaż najważniejsza noc roku? No wiecie, impreza wszystkich imprez. Będziemy tacy szaleni, obalimy Carskoje Igristoje, a z pustej butelki zrobimy wyrzutnie! Łuhuhuł! Wcześniej będziemy siedzieć ściśnięci na kanapie, w odświętnych sukienkach i koszulach, ale bez butów, żeby podłogi nie porysować (chyba nie ma nic gorszego niż kazać dziewczynie w seksownej sukience ściągnąć szpilki). Zjemy sałatkę jarzynową, posłuchamy trochę disco-polo w dwójce i razem z prowadzącymi imprezę odliczymy od 10 do HEPI NJU JER. Serio, to idealny początek, dla kolejnego roku, w którym nic się nie zmieni. 

Z Sylwestrem jest taki problem, że niezależnie od wieku przysparza kłopotów. Kiedy jesteś małolatem jarasz się tym, że spotkasz się ze znajomymi i może uda się wypić jakieś potajemne piwo. O ile wcześniej przekonasz Pana Mietka spod monopolowego, by Ci je kupił. Dwa piwa dla Ciebie, jedno wino dla Mietka i jego kolegów. Kiedy już jesteś pełnoletni, możesz kupić alkohol, to nie bardzo jest dokąd pójść. Oczywiście każdy chce domówki, ale nikt jej nie chce zrobić. Aż przychodzi taki moment, że zaczynasz dostawać wnuki pod opiekę, a bawią się inni. Nawet nikt Cię nie pyta o zdanie. 

W mojej pamięci tkwią dwie sylwestrowe noce. Pierwsza, gdy miałam ok. 5 lat, a rodzice zostawili mnie i brata pod opieką babci. Bawiliśmy się, a brat przesunął mnie tak po dywanie, że zdarłam skórę z całego biodra. Babcia oblała to wodą utlenioną, przyłożyła watę i zakleiła. Do dziś pamiętam ból, który sprawiła mi mama wyciągając pojedyncze niteczki wrośniętej w świeżo zabliźnioną skórę waty,  kilkanaście godzin później. Drugi raz to był przełom bodajże 2009 i 2010 roku, gdy Nowy Rok przywitałam w Jordanii jedząc shoarmę w średniej klasy hotelu i obserwując z okna zaplecze sklepu z dywanami. Nie jestem nawet pewna czy wytrwałam do północy. 

Najlepszy Sylwester jakiego spędziłam to ten, którego w ogóle nie zauważyłam, bo byłam na drugiej półkuli i znajomi zaczęli mi przysyłać życzenia prawie sześć godzin przed czasem. Kiedy w końcu i wybiła północ, leżałam już w łóżku opancerzona moskiterą. Nie chciało mi się nawet wyjść na fajerwerki.

Dlatego, jeśli masz ochotę zostać w domu, to zostań i nie wstydź się do tego przyznać. Nie wymyślaj, że zaprosili Cię znajomi, że opiekujesz się dziećmi brata albo pracujesz. Wolno Ci przywitać Nowy Rok, jak chcesz. Nawet w dresie. Ze starym czekoladowym Mikołajem.